Krym - Relacja

Relacja z Krymu Rozmaitość

1 dzień- zbiórka na Dworcu Wschodnim PKP, pilot sprawdza listę, dzwoni do tych którzy nie przybyli, podjeżdża TLK, ale ponieważ to stacja początkowa jest pusty i cała grupa może usiąść w jednym wagonie. Jedziemy do Przemyśla, na miejscu poznajemy pozostałą część grupy, której wygodniej było dojechać na zbiórkę do Przemyśla niż do Warszawy. Czeka na nas podstawiony autokar z kierowcą, który jak się na granicy okazuje przekraczał ją wielokrotnie i wie jak z ukraińskimi pogranicznikami rozmawiać, co nie jest wcale takie oczywiste, dzięki czemu nie stoimy bardzo długo, zazwyczaj około 1,5 godziny zajmuje granica. Po przekroczeniu granicy przerwa na wymianę kasy, można wymienić tu złotówki, euro, dolary na hrywny. Uczestnicy zachwycają się cenami w przygranicznych sklepach wódka 8 zł., papierosy 4 zł. jakości niezłej, 'Lidl' został tu zamieniony na 'Litr'

jedziemy dalej do Lwowa, pod wieczór docieramy do hostelu położonego w centrum miasta, warunki hostelowe, pokoje wieloosobowe po 4,5 osób, jest kuchnia, internet i pod nosem sklep całodobowy. Po zakwaterowaniu idziemy z pilotem na miasto, pokazuje nam Pyzatą Chatę, stołówkę ukraińską, gdzie niedrogo można coś zjeść i jest czynna do godz. 23, wszystko jest wyłożone i napisy są też po angielsku dlatego nie trzeba się silić językowo, można wskazać palcem, zresztą we Lwowie po polsku większość rozumie, chociaż to niedroga stołówka wystrój restauracyjny, a jedzenie pomimo że na szybko to różnorodne, sporo potraw ukraińskich, warto tu zjeść solankę, tort z wątróbki, napić się kwasu chlebowego. Po jedzeniu idziemy do Starego Miasta, a tam łazimy po knajpach, których we Lwowie nie brakuje i w ogóle życie nocne we Lwowie kwitnie w porównaniu z naszymi miastami. Na rynku Kryjówka do której wejścia pilnuje mundurowy, wejdziemy na hasło Sława Ukrainie, wtedy też dostaniemy kieliszek nalewki, w środku w podziemiach zbrojne akcesoria i Ukraińcy śpiewający pieśni narodowe, knajpa Masoch, nawiązująca do twórcy literatury erotycznej i masochistycznej, od którego nazwiska wywodzi się termin masochizm, a który to urodził się i spędził dzieciństwo we Lwowie, knajpa bogata w erotyczne akcesoria, ciekawe, mało znane filmy na ścianach, można zamówić baty u kelnerki, knajpa Pod Złotą Różą w dawnej części żydowskiej miasta, jest to knajpa żydowska, świece w eleganckich świecznikach, koronkowe obrusy,  stare zdjęcia i obrazy, pejsychówka, czyli nalewka rodzynkowa, pierogi ze śledziami, żywe piwo Zenek, i bezpłatna maca, najlepiej do niej zamówić zestaw past typu humus, latem otwarty drewniany taras z widokiem na arsenał, w tej knajpie nie ma podanych cen, trzeba się targować, jeśli nie chcecie w tym uczestniczyć, trzeba od razu poprosić kelnera by podał faktyczne ceny potraw, knajpa Lampa Gazowa w kamienicy przy ulicy Ormiańskiej, wielopiętrowa z różnokolorowymi nalewkami typu benzynówka czy naftówka, na górze taras z widokiem na Stare Miasto, również na ulicy Ormiańskiej Galeria Dzyga gdzie wystawiają się młodzi lwowscy artyści, tam też kawiarnia artystyczna, naprzeciwko Katedry Ormiańskiej knajpa z nalewką miodową, jakoś tak robioną, że sporo osób przychodzi tam głównie napić się tej nalewki, można też udać się na imprezę, najbardziej znany klub Metro, podziemny labirynt pomieszczeń z różnego rodzaju muzyką.


2 dzień- idziemy zwiedzać starówkę- prospekt Swobody to przestronny bulwar na którym skupia się życie miasta, spotykają się tu ludzie na grę w warcaby przy piwku, jest to częste miejsce integracji turystów z miejscowymi, dalej pomnik Szewczenki i Mickiewicza, podobno jeden z bardziej udanych na świecie, Katedra Łacińska i Cerkiew Wołoska, przy tej są fajne zaułki z codziennym lwowskim życiem starówki, tuz obok cerkwi bazar ze starociami, głównie starymi książkami z Ossolineum, którego zbiory częściowo rozpłynęły się wśród mieszkańców Lwowa i czasami można dostać rzadkie mapy czy książki z czasów dawnych za nie największe pieniądze, trzeba tylko odpowiednio z nimi rozmawiać, szkopuł w tym że nie można starodruków przewozić przez granicę, dalej zaułek ormiański  z katedrą i dawnym cmentarzem ormiańskim, katedra w środku mroczna, mistyczna, tajemnicza, postaci ze ścian patrzą na nas groźnie albo ukrywają twarze, warto tu zajrzeć podczas ormiańskiej mszy, ciekawe przeżycie szczególnie gdy z prawej strony wpada światło z zewnątrz, a naprzeciwko można się udać na miodówkę i dalej bazar z pamiątkami, turystyczny i ceny turystyczne jak na Ukrainę, można tu dostać soroczki czyli koszule z haftowanym ręcznie wzorem, później Cmentarz Łyczakowski i Orląt Lwowskich, położony na wzgórzach, sporo zieleni, starych drzew, mnóstwo rzeźby, pomników, wrażenie jakby się chodziło po parku, cały czas podczas zwiedzania Lwowa jest z nami przewodniczka lokalna. Do pociągu jest czas na uciechę ze Lwowa, obiad oprócz wspomnianej Pyzatej Chaty można zjeść w niedrogich restauracjach z kuchnią ukraińską- Lwowska Brama na ulicy Doroszenki, można zjeść czanachy, deruny czy soljankę, pod wieczór zbieramy się na pociąg, jedziemy na dworzec marszrutką, na miejscu ostatnie zakupy, toaleta. Dworzec to miejsce które trzeba zobaczyć nawet jeśli nigdzie nie chce się jechać, secesyjny, zadbany budynek, tak samo perony, podjeżdża pociąg, z wagonu wychodzi konduktor przydzielony do każdego z wagonów, wagon typu plackarta to miejsca leżące, po jednej stronie 4 miejsca w przedziale otwartym od strony wejścia po drugiej stronie 2 miejsca, czyli 6 miejsc wokół sprzyja kompaniom 6-osobowym, można siedzieć, widząc się wzajemnie i pić piwo lub iść spać, u konduktora można zamówić herbatę, kawę, albo skorzystać z wrzątku, około północy konduktor zarządza spanie i ci co nie chcą muszą być ciszej, dostajemy pościel zafoliowaną i różne inne czasami dziwne akcesoria na przykład pastę do butów.


3 dzień- rano dworzec kolejowy w Kijowie znowu wygląda jak pałac, czysty, zadbany, odnowiony, gigantyczne żyrandole, zdobienia

stajemy przed dworcem tu pilot wyjaśnia jak będzie wyglądać cały dzień, bagaże zostawiamy w przechowalni bagażu to koszt około 6 zł. za duży bagaż, warto małe włożyć do dużego dlatego że za każdą jednostkę bagażową trzeba płacić, następnie przerwa śniadaniowa w stołówkach i piechotą idziemy zwiedzać miasto, po 15 minutach dochodzimy do uniwersytetu odmalowanego w całości na czerwono, naprzeciwko pomnik Szewczenki, dalej opera większa niż we Lwowie, w ogóle wszystko tu większe, ogromne, monumentalne, szerokie ulice, Złote Wrota wskazują gdzie kończył się Kijów w średniowieczu, odnowione secesyjne kamienice naprzeciwko i dalej Chreszczatyk ulica na której podczas Pomarańczowej Rewolucji było rozbite miasteczko namiotowe protestujących, gdzie serdecznie witano Polaków, tu pilot pokazuje nam miejsce powrotnej zbiórki, mamy się spotkać przy metrze Chreszczatyk, dalej Majdan Niezależności i znów gigantyczne pomniki, fontanny i budynki, to główna scena Pomarańczowej Rewolucji, jest nawet tablica pamiątkowa przy budynku poczty, dalej sobory ze złotymi kopułami, Chmielnicki na koniu i Cerkiew św. Andrzeja dumnie na podwyższeniu, dalej zejście andrzejowe czyli kręta uliczka prowadząca do rzeki, wokół galerie, stragan z pamiątkami i tu to jest… wypchane wiewiórki nawet niedźwiedzie, pamiątki typu plastikowa kanapka z ikrą na telewizor, matrioszka z Kaczyńskim, ciekawe kto jest pod spodem, dochodzimy do Dniepru, tu się rozchodzimy można pójść do Pyzatej Chaty tuż obok, albo funikulerem- kolejką linową lub metrem wrócić do soborów, by obejrzeć je szczegółowo w środku, później jeszcze idziemy do części rządowej z parlamentem ukraińskim, pałacem mariańskim, siedzibą prezydenta, fantazyjną kamienicą z chimerami i na dworzec metrem,  to też przeżycie, metro tu głębokie, gdyż Kijów położony na pagórkach i zdobienia radzieckie, przy bramkach siedzi Pani w kanciapie, ma etat, nie ma zapory przy niektórych, ale jak się przejdzie bez żetonu to zapora z bramki wyskakuje uderzając po nogach, włącza się alarm i kogut przy kanciapie i Pani na etacie się uaktywnia, wszczyna rwetes… a wtedy to już i smieszno i straszno, przy dworcu zabieramy bagaże, ostatnie zakupy i toaleta i wieczorem do pociągu do Eupatorii, tu już więcej ludzi jedzie na wakacje, atmosfera bardziej wypoczynkowa, co widać podczas postojów pociągu, podczas których można wysiąść na peron, chodzą babuszki, można dostać pierogi, suszone, wędzone ryby, wódkę, piwo, wodę, ale Krym odczuwamy na postoju rano w Dżankoju gdzie można dostać melony…

4 dzień- rano dojeżdżamy do Eupatorii, stąd podstawionym autokarem do miejsca zakwaterowania, prysznic, relaks, nad morze, w Zaazjorce są knajpy ale więcej w centrum Eupatorii, tam spory wybór knajpa tatarska przy bazarze sołchoznym, szaszłyki z baraniny, szurpa, lagman i samsa tandyrnaja czyli baranina z ecbulą zapiekana w cieście w glinianym piecu, do tego płyn połyskowy, który nakłada się pędzlem i ostra pasta, ale nieprzyzwyczajeni nie powinni brać jej zbyt wiele, ostre dla Tatarów oznacza ostrzejsze znacznie niż dla nas

albo knajpa karaimska przy kenesach karaimskich –sarma- gołąbki w liściach winogron, jest też sporo niedrogich stołówek, w upalne dni chłodny kwas chlebowy najlepiej smakuje z beczki na ulicy, to koszt 50 groszy za szklankę

do knajp lepiej jeździć do centrum, jeśli nie chce się do centrum można też zamówić jedzenie na bazie turystycznej, na plażę lepiej tam gdzie mieszkamy, mniej ludzi i plaże bezpłatne do wyboru dzikie bez infrastruktury i zadbane z infrastrukturą miejskie, my mamy 90 metrów od naszej bazy noclegowej do plaży, marszrutki do centrum w zależności od pory dnia co 5-10 minut, koszt 1 zł., ale jadą około 30 minut, gdyż często się zatrzymują na żądanie, marszrutki to produkowane w Indiach i składane na Ukrainie Taty i Bogdany, tylko takie dostają licencję, ale nierzadko trafiają się też maszyny z czasów radzieckich

można też pożyczyć rower na cały dzień, rowerem nie dłużej niż 30 minut do centrum Eupatorii i fajna przejażdżka, wieczorem impreza owocowa- arbuzy, melony krymskie, inne niż te w Polsce z supermarketu i wino krymskie…


5 dzień- Tarchankut- jedziemy autokarem, jakby prze pustynię, przez całą drogę wokół stepy, przerwa w wiosce Oleniowka na zakupy i toaletę, to ostatnie dość ważne, gdyż Tarchankut to step ponad klifami, nie ma drzew ani krzaków, są niby prowizoryczne sławojki zrobione przez odwiedzających to miejsce, 4 kije, pomiędzy nimi jakaś cerata, jak się kucnie to nie widać tyłka, tylko problem w tym że ziemia zbyt twarda na dołki, także można sobie wyobrazić co tam w środku jest, tak czy inaczej jak się dobrze pokombinuje to coś się znajdzie, klify najpierw wysokie, później coraz niższe, aż w końcu jest zejście do morza skałkami a dalej nawet już plaża kamienista, od razu dość głęboko, ale woda przejrzysta, widoczność na kilkanaście nawet metrów, kolorowe rybki, kraby, wapienne dno, groty plaże w środku w grotach, muzeum podwodne z pomnikami radzieckimi, jak ktoś potrafi nurkować można na miejscu wypożyczyć sprzęt i śmigać, na pewno warto zabrać okulary do pływania pod wodą, można tez wynająć łódkę i przepłynąć nią wszystkie groty.


6 dzień- od rana plaża, morze, a na obiad do centrum, tam też po przy dworcu spotykamy się na zwiedzanie miasta, najpierw główny plac z pomnikiem z okazji okrągłej niedawnej rocznicy 2500 lat Eupatorii, później meczet, dziewczynom dają szlafroki, żeby zakryły ramiona i kolana i stare miasto z synagogą i kenesami karaimskimi, kończymy zwiedzać niedaleko bazaru kołchoźnego, obok którego znajduje się wcześniej wspomniana knajpa tatarska, część osób tam się udaje, inni do supermarketu naprzeciwko bazaru i do marszrutki, która tu ma początkową stację i jest pusta, marszrutki jeżdżą do około 21, później taksówka, najlepiej korporacyjna koszt takiej to około 17-20 zł., najlepiej wołgę starą, 6 osób zabierze, jest taniej i jaka frajda, żeby zamówić taksówkę korporacyjną trzeba zadzwonić, przydatna jest ukraińska karta, trzeba mieć zdjętego simlocka w telefonie, pakiet startowy około 6 zł., ale można dzwonić do Polski za 40 groszy za minutę, trzeba tylko włączyć sobie taką usługę, jeśli nie potraficie tego zrobić poproście Ukraińca, albo w salonie telefonii komórkowej kupcie pakiet startowy, tam to uruchomią, można tez wtedy tanio dzwonić do pilota, który ma kartę ukraińską.


7 dzień- Jałta- tym co niewiele słyszeli o Krymie, ta nazwa coś zazwyczaj jednak mówi, południowy brzeg Krymu różni się od płaskiej, stepowej części z piaszczystymi plażami w której mieszkamy, tu góry, roślinność południowa, cyprysy, figi, daktyle, granaty, serpentyny drogowe prowadzą do nadmorskich pałaców, Liwadia- pałac w którym odbyła się konferencja jałtańska z ogrodem prowadzącym do morza, Ałupka- pałac z posągami lwów i widokiem na spadzistą górę Aj-Petri, fajnie widać go ze statku, którym płyniemy dalej do Jaskółczego Gniazda- zameczku na skale jak z bajek Walt Disney i dalej płyniemy do Jałty, oglądamy cerkiew ormiańską i kolorowy sobór Aleksandro-Newski, potem się rozchodzimy na deptaku z palmami i odnowionym pomnikiem Lenina. Wycieczkę prowadziła miejscowa przewodniczka Pani Ludmiła, oprowadzała wycieczki jeszcze w latach 80, ale nie widać tego po niej, trochę ją jedynie zdradziło- tu nie rośnie herbata jak gdzie indziej u nas- w Gruzji, wszystkich raczej bawiły niż irytowały pomyłki słowne typu- zróbmy sobie grupowe wzdęcie.


8 dzień- plaża, morze, wieczorem idziemy do nieczynnych radarów, które widać z naszej bazy noclegowej, wygląda to na technologię typu Pan Kleks w kosmosie, raczej złomowisko radarów z poprzedniej epoki, ale prezentuje się ciekawie zwłaszcza o zachodzie słońca, tuż obok czysta plaża, na której plażujemy.


9 dzień- jedziemy do tatarskiego miasta położonego pośród wapiennych gór stołowych, skalne miasto w Bakczysaraju Czufut-Kale i lokalny przewodnik Sasza Broński czyli drodzy turyści Europejczycy, najlepsi, wysportowani nie pędzimy jak rakiety skrzydlate, najpierw monastyr w skale, następnie groty w skale i kenesy karaimskie, później Pałac Chanów Krymskich i Sewatopol- najpierw Chersonez- pozostałości greckie na fajnej skalistej plaży z przejrzystą wodą, tu warto się wykapać, następnie płyniemy po zatoce sewastopolskiej, oglądając okręty wojenne, nawet jest łódź podwodna, monumentalne pomniki wojenne i rozchodzimy się po knajpach w Sewastopolu.


10 dzień- Sztormowe- najszersze i najczystsze piaszczyste plaże, przejrzysta woda, słone jezioro, tak słone że nie trzeba umieć pływać, woda sama unosi, uwaga tylko na oczy, błota lecznicze, wszyscy się tym smarują podobno pomaga, nawet w aptece takie można kupić.


11 dzień- jedziemy w góry, najpierw Demerdży- Dolina Przywidzeń- skały o fantazyjnych kształtach, jest to część krótsza wyprawy podczas której mogą się sprawdzić osoby które nie są pewne czy dadzą radę w górach, jeśli okazało się ciężko to można już dalej nie iśc tylko zostać w barze na dole, bary z dawnych czasów, zamawiamy czebureki z mięsem lub serem, lagman, szurpę, manty, lemoniadę jak z lat 80, dostajemy karteczki i czekamy na gromki okrzyk z kuchni- czebureki z syrom, wtedy podchodzimy do okienka i odbieramy zamówienie, po posiłku ruszamy na Czatyrdah, najpierw przez las, póżniej już powoli roztacz iśe przed nami Mały Czatyrdah czyli jajła Czatyrdahu, odpowiednik naszej połoniny, przed nami widać górę namiot czyli Czatyrdah, my zmierzamy do jaskini Emine-Bair-Chosar, labirynt wysokich pomieszczeń, kręte przejścia, szkielet małego mamuta i podziemne jezioro, wieczorem impreza ukraińska- wódka, piwo, zakąski- suszone ryby, kalmary, sało z paryką i pieprzem z czarnym chlebem, kiszone pomidory, morska kapusta i impreza przy ukraińskiej i rosyjskiej muzyce.


12 dzień- plaża, morze i wyprawa rowerowa do centrum kosmonautycznego, które w czasach radzieckich było jednym z ważniejszych tego typu obiektów na świecie, nie można tam wejść, tylko z zewnątrz widzimy kapsułę podobno Gagarina, rowerem poprzez stepy, po drodze radary i słone jeziora.


13 dzień- rano z bagażami do autokaru, jedziemy do wschodniej części Krymu, Nowy Świat- ścieżka Golicyna- góry schodzące do morza i groty przy których kąpiemy się w morzu do tego wytwórnia wina i szampańskoje Nowyj Swiet- sklep fabryczny z korzystnymi cenami, tutaj trafiamy do ciekawej stołówki w której 2 pierwsze papierowe serwetki na osobę są w cenie posiłku, ale trzecia już 50 kopiejek

następnie udajemy się do położonej na nadmorskim wzgórzu twierdzy w Sudaku i jedziemy do Symferopola na pociąg, przed odjazdem czas na posiłek, zakupy i toaletę i ruszamy plackartą do Odessy.


14 dzień- Odessa- dworzec miasta Gieroja ze zdobieniami z armat i rewolucjonistów, najpierw przechowalnia bagażu, toaleta i ruszamy do centrum wśród platanów jedną z głównych ulic do opery, bulwaru nadmorskiego ze schodami potiomkinowskimi, XIX-wieczny pasaż handlowy z pamiątkami, rozchodzimy się dalej łazić po mieście lub na plażę tramwajem numer 5, można się jeszcze w morzu wykapać, są prysznice przy plaży, zakupy do Polski, to ostatnia chwila na nie, trzeba pamiętać że można tylko przewieść litr wódki i 2 paczki papierosów, alkoholu mniej procentowego można przewieść więcej, wieczorem ruszamy plackartą do Lwowa.


15 dzień- rano jesteśmy we Lwowie, pod dworcem czeka na nas podstawiony dla naszej grupy autokar, jedziemy do Przemyśla, w tę stronę można stać dłużej, zwłaszcza jeśli trafimy przed nami na autokary przemytnicze, które biorą na jamę i rozkręcają, ale tak czy inaczej w końcu dojeżdżamy do Przemyśla, mamy mniej lub więcej czasu do pociągu do Warszawy, część grupy opuszcza nas w Przemyślu, jedziemy pociągiem do Warszawy, który przyjeżdża na miejsce wieczorem.

Zapisz się na wyjazd

Komentarze

W celu dodania komentarza należy się zalogować

Brak dodanych komentarzy